Lekcja pokory – Merenye 2014

Data: 2014-06-11 20:00 , autor: Sebastian Rusin , komentarzy: 0

Wyjazd12
Tegoroczna majówka na węgierskiej wodzie pozostanie na długo w pamięci. Długo oczekiwana zasiadka na zbiorniku pełnym ryb zapowiadała się obiecująco.

Dziesięć dni łowienia to będzie kosmos, braknie nam worków do trzymania ryb, karty w aparatach przygotowane na porządną porcję zdjęć, zapas kul na dobry rok łowienia .

Wszystko przygotowane na najwyższym poziomie. Wyjazd nocą, trasa 700 km, winietki, kawy, tankowania to już robimy wg szablonu. Jesteśmy na miejscu jak zawsze przed 7 rano, wita nas woda jak z angielskiego filmu. 

Pogoda również angielska, deszcz, wiatr, szaro, buro nieprzyjemnie.

Kilkudniowe opady, rozmyte drogi i brak dojazdu na zarezerwowane stanowisko wywróciło wszystko do góry nogami. 

Po ciężkich debatach ( polsko-węgierskich ) z gospodarzami udało się ustalić miejsce rezerwowe – w środkowej części zbiornika. Część drogi musieliśmy holować naszego busa w koleinach głębokich po osie. Ale gospodarze jak zawsze ok. pomogli, dowieźli, dostaliśmy w gratisie domek  - który później okazał się zbawieniem, wszystko bardzo, bardzo dobrze. 

Nowe miejsce, którego nie znaliśmy okazało się obiecujące głębokość 2,2 m koryto 240 m od brzegu i jeszcze dwa dni przed nami Słowak złapał tu pięknego „supinaca” 26,7 kg. Miejscówki rozpoznane, oznaczone i zanęcone zestawy w wodzie i czekamy na pierwsze upragnione "pip". 

Pogoda zaczęła się poprawiać coraz mniej deszczu, coraz cieplej, woda ok 21 st C warunki wymarzone tylko "pip" nie ma. Mija pierwszy dzień i pierwsza noc debaty, degustacje, domysły ale na spokojnie to dopiero pierwsza doba - takie już były bez brania bez najmniejszego piknięcia, udaje nam się odespać poprzednią zarwaną noc. Poranek wita nas błękitnym niebem,

śpiewem ptaków i szumem przybrzeżnych trzcin, Poranna kawka, śniadanko i trzeba posypać pod markery. Jak zawsze na początek "szwedzki stół" - wszystkiego po trochu; krojone kule, pellety grube i drobne. Zestawy umieszczone zarówno w nęconych miejscach jak i w ich pobliżu. Testujemy kilka nowych firmowych kul oraz świeżo rolowane „hand made”. Dzień mija na kombinowaniu z przyponami i smakami przynęt ( ciężko testować kilka smaków przy słabych braniach ). Nadchodzi wieczór a z nim pierwsze delikatne branie pi, pi i nic żadnej jazdy, sprint do wędek po kładce na pomost, changer wisi 3 cm niżej bez wahania, w locie zacinam i jest czuję ciężki opór, żadnych szarpnięć, płynne regularne przewalanie się z boku na bok. Wiem, że jest duży, duży jest też wiatr więc nie płyniemy, ryba powoli daje się podciągać do brzegu, nie walczy, hak 2 z szerokim łukiem kolankowym trzyma pewnie, przy brzegu kilka odjazdów ale koniec końców ląduje w podbieraku. Jest pierwszy karp merenye 2014, mata, torba, waga i 23,100 inauguruje wyjazd. 

To chyba dobry początek myślę, teraz będzie z górki, ryby weszły w łowisko i jak na życzenie odjazd u Romka – cięcie hol i jest następna ryba w przeciągu kilkunastu minut.

 

Teraz to na pewno będzie dobrze, wywózka, delikatne donęcenie na zestaw i czekamy. I tak minęło kilka dni – ryby całkowicie zniknęły. Na stanowiskach obok widać nerwowe zachowania Węgrów i Holendrów 

 

pływają, sypią, przewożą, przestawiają markery, na wodzie robi się ciasno i gęsto to nie wróży zbyt dobrze. Mimo że mamy dosyć szerokie stanowisko jesteśmy pozamykani żyłkami sąsiadów, dalej przed siebie nie możemy wywozić, jest ciasno i kompletna cisza na wodzie. Na szczęście mija weekend sąsiedzi się rozjeżdżają i woda znowu ożywa, Romek wyciąga kilka dyszek, ja natomiast czekam na kolejnego grubaska ( kule na zestawach ok 35-40 mm ) 

Przy kieliszku zimnej Finlandii odzywa się fishtron piiiiiiiiiiii........iiii. I znowu bieg do wędki – takie branie to będzie jakiś „pyrtek” – myślę. Zacinam i czuję luz, chyba spadł, kilka obrotów korbką i nagły odjazd ( wydarł jakieś 30 m plecionki ). Hol, podbierak, mata i waga wskazuje 21,300  i to dziewica – czysty pysk bez najmniejszej blizny, wszystkie łuski, żadnych otarć – piękna ryba. 

Potem Roman zalicza kilka ładnych rybek – przyjął taktykę łapania pod brzegiem i super się sprawdziło ( w ciągu dnia kilka ładnych sztuk wylądowało w podbieraku ). Dwa dni przed wyjazdem znowu zaczęło padać i wiać. 

Na wodzie pojawiały się coraz większe fale, brania ucichły i czas było kończyć łowienie. Zebranie markerów zajęło nam ok godziny przy półmetrowej fali byliśmy cali mokrzy  i źli że nie zebraliśmy ich dzień wcześniej. Po spakowaniu poprosiliśmy o pomoc gospodarza aby wyciągnął nas z błota. Ile mocy mają te ich jeepy to nie wiem, ale doładowanego busa ciągną jak przysłowiową "krowę do skupu".

Podsumowując wyjazd był bardzo udany, ryby nie dopisały jak rok temu ale padło kilka większych  sztuk. Z kulek sprawdziły się robione  śmierdziele o zapachu craba, oraz mieszanka rak-czosnek, kryl. Jak przystało na węgierską kuchnię musiało być też ostre salami na które Romek złowił typowego "węgra".

Na koniec kilka fotek znad wody i czekamy na maj 2015. Co przyniesie? Zobaczymy.

Komentarze (0)

2022-08-28 18:06 Pan Kontekstowy napisał:

A0b197f9d69bb1e4a051872f50877d44?s=120&d=wavatar&r=pg
Nie ma jeszcze żadnego komentarza

Napisz komentarz

    Galerie

    Filmy

    Reklama

    Reklama

    Facebook

    Reklama